Bardzo przepraszam za nieobecność,ale wena do tamtego opka wyczerpała mi się....Po prostu straciłam chęć do pisania o herosach...Wiem jak miało to się dalej potoczyć,ale nie umiem ubrać tego w słowa...Postanowiłam więc,że napiszę nowe opowiadanie. W tym poście pokażę wam prolog...Jeśli będzie wam się podobać będę prowadzić t opowiadanie,a jeśli nie no to cóż zawieszę bloga,a gdy najdzie mnie wena spróbuję dokończyć tamto opowiadanie...Opko będzie na ten sam temat czyli Jarida,a perspektywy będą różne. Tak więc bez zbędnego gadania:
Prolog:
Jack:
Tyle lat minęło,a ja jeszcze nie zapomniałem...Nie ważne wracając do teraźniejszości niedawno,a dokładniej rok temu przyjęto mnie do strażników marzeń. Nie jestem już samotny,mogę liczyć na strażników,ale czasami czuję,że brakuje mi czegoś. Kocham moją nową rodzinę....Zębuszka jest jak mama,North jak tata,Piasek jak najbliższy wujek,a Zając jak wkurzający brat XD Jednak chciałbym jeszcze czegoś więcej...Chciałbym znaleźć kogoś kto by mnie tak szczerze kochał tak jak ta dziewczyna...No nie! Znów o niej myślę! Chciałem jak najszybciej pomyśleć o czymś innym,ale nie udawało mi się. Niestety przeniosłem się do tych czasów. Dwa lata...No może trzy po tym jak księżyc dał mi drugie życie byłem samotny i zagubiony. Nikt mnie nie widział. Pewnie nie raz ktoś chciał by go nie zauważano,ale ne jest to dobre...Pewnej zimnej nocy dzieci bawiły się beztrosko i co? I oczywiście nagle jakiś Facet ubrany w ciepły płaszcz podszedł do nich. Z pochwy wyciągnął pistolet i wymierzył w dzieci. Szybko ruszyłem do akcji. Zagrodziłem mężczyźnie drogę,lecz wtedy n jakby nigdy nic przeze mnie przeszedł. Po chwili usłyszałem strzały pistoletu. Bałem się odwrócić za siebie. Coś kazało mi to zrobić,jednak wiedziałem,że ten widok będzie mnie prześladował cały czas,dlatego nie odwracając się poleciałem,ale to było później...Wróćmy do tej dziewczyny. Otóż upatrzyłem sobie pewną małą księżniczkę,która w przyszłości miała wstąpić na tron. Zawsze ją obserwowałem,lecz gdy miała 16 lat zdarzyło się coś niesamowitego. Była dosyć szczupła,miała kręcone,rude włosy,niebieskie oczy i piegi. Wyglądało słodko,jednak nie tylko wygląd mi się podobał...Miała niezły charakterek...Uwielbiała strzelać z łuku. Pewnego wieczoru zobaczyła mnie! Ucieszyłem się wtedy jak nigdy.... Byliśmy jak przyjaciele,ale w przyjaźni między chłopakiem,a dziewczyną zawsze ktoś wychodzi z blizną. Tak,przyznaję zakochałem się,ale kiedy dowiedziałem się,że ona czuje to samo było za późno...Z niewyjaśnionych przyczyn Merida Dunbroch zginęła. Po prostu pewnego dnia pojechała na Angusie swoim koniu gdzieś i już nigdy nie wróciła,ale to było dawno temu...
- Jack !!! - wyrwał mnie z zamyślenia Zając...Przepraszam!!! Kangur...Od razu lepiej.
- Rusz te cztery litery ! Kolacja jest!! Zamurowało cię czy co ty idioto?! - powiedział ostro. Poczułem się jak nie ja...Jakoś odechciało mi się z nim kłócić...Nie miałem już siły się z nim sprzeczać.
- Już idę. - powiedziałem.
- No wreszcie! Myślałem,że na serio cię przymurowało... - powiedział. Ja nie odzywając się poszedłem na kolację. Usiadłem obok Zębuszki. Wszyscy śmiali się i żartowali jednak mi się jakoś nie chciało. Pare razy Kangur nazwał mnie idiotą,debilem itd....Nie interesowało mnie to zbytnio. Nagle usłyszałem szept Zająca...W końcu siedział na przeciwko mnie.
- Ej North z Jackiem coś chyba nie halo. Od 10 minut się nie odzywa. - uśmiechnąłem się sam do siebie i parsknąłem...Nikt mnie nie rozumie...
- Dobra dzięki,ja już się chyba położę. - powiedziałem i poleciałem do swojego pokoju...Upadłem na mięciutkie łóżko z niebieską kołdrą i od razu zasnąłem.